Dyskusja o dokonaniach PIP oraz problemach w jej działalności na łamach Dziennika Gazety Prawnej.
Gdyby ktoś w sezonie ogórkowym chciał poczytać coś na temat Państwowej Inspekcji Pracy, to powinien zwrócić uwagę na artykuł redaktora Łukasza Guzy zamieszczony na łamach Dziennika Gazety Prawnej z dnia 22 lipca 2020 r. (dostępny również w formie elektronicznej) opatrzony nieco katastroficznie brzmiącym tytułem: „Spada skuteczność PIP. Firma musi mieć dużego pecha, by trafił do niej inspektor”. … Brzmi dość intrygująco. Przypuszczać można, że może w końcu ktoś przeprowadził kompetentną analizę aktualnego „stanu posiadania PIP” i sformułował jakieś perspektywiczne wnioski, co do funkcjonowania w dynamicznie zmieniającej się rzeczywistości, tej – jak się wydaje – w najbliższych latach ważnej i niezbędnej społecznie instytucji.
Niestety, dalej jest jak zwykle. Jak zwykle ciąg liczb, tabelek i wnioski, które do znudzenia powtarzają się od lat przynajmniej kilkunastu. A to że inspekcja jest niedoinwestowana, a to że trudno pozyskać specjalistów, a to że skargi, a to że zadania nakładane przez ustawodawcę itd., itp. A do tego wszystkiego zatroskani działacze pochylający się nad losem państwowego, co by tu nie rzec urzędu, ale też dobrodusznie napominający: „Zabrakło odpowiedniej aktywności inspekcji, np. w okresie największych obostrzeń związanych z pandemią. Nie zadbano o szczegółową informację dla pracowników i firm na temat funkcjonowania w nowych warunkach…”
A co z owym „spadkiem skuteczności”? Ano znów jak dawniej. Dla rozmówców redaktora Guzy skuteczność mierzalna jest, o dziwo! A to ilością przeprowadzanych, a to spadającymi wskaźnikami statystycznymi jak np.: w 2019 r. o 32 proc. spadła liczba osób zatrudnionych na kontraktach cywilnoprawnych które po interwencji inspektorów otrzymały umowę o pracę, zmniejszyła się łączna kwota należnych świadczeń wypłaconych przez firmy dzięki działaniom PIP (z 76 mln zł do 56 mln zł), zmniejszyła się liczba wyegzekwowanych świadectw pracy (spadek aż o 89 proc.) i liczba innych usuniętych nieprawidłowości. Zaraz, zaraz…a może to świadczy właśnie o skuteczności… No nie! Przecież przez długie lata urząd chlubił się wzrastającymi z roku na rok wskaźnikami wydanych decyzji i wystąpień – i jak widać jakoś się to utrwaliło.
Dalej jest równie ciekawie, a może nawet i nieciekawie: przedstawiciel jednej z central związkowych podsumowuje: „Na pewno czeka nas dyskusja, jak wzmocnić i usprawnić działanie inspekcji, aby stała się silną policją pracy”
Czyżby czekał nas rychły koniec inspekcji pracy powołującej się (zresztą coraz ciszej) na etos przedwojennego inspektora pracy – działającego samodzielnie, odpowiedzialnie, mogącego podejmować natychmiast wszelkie niezbędne decyzje, niezależnego od wpływów zewnętrznych zarówno ze strony pracodawców jak i ze strony pracowników i związków zawodowych.
Szkoda że organy Państwa muszą czekać na interwencje central związkowych (i tu nie jest ważne z jakiej opcji), aby racjonalnie i realnie wzmocnić ważny organ państwowy – a przecież można to uczynić nawet w granicach przyznanego budżetu !
Rezerwy tkwiące wewnątrz nie reformowanej w zasadzie od 1981 r. organizacji są ogromne. I dla osób znających „od podszewki” funkcjonowanie PIP – wręcz oczywiste. W obecnej sytuacji i z przyczyn oczywistych – na pewno nie zostaną one wyartykułowane przez samych zainteresowanych.
Nie jest na pewno dobrym rozwiązaniem zniknięcie z przestrzeni publicznej i wycofanie się do pilnie strzeżonych biur i gabinetów pod polityczną osłonę central związkowych. Szkoda, że inicjatywa szerokiej dyskusji i reform nie wychodzi z nadzorujących tę sferę administracji publicznej instytucji państwowych. A czasu, wobec coraz szybszych zmian otoczenia społecznego, pogłębiającego się kryzysu i zmiany sytuacji na rynku pracy a także coraz to nowych zagrożeń jest niestety coraz mniej…
Komentarze wyłączone.