Sąd nad gosposią, czy sąd nad… inspektorami pracy?
W dniu 11 października 2012 r. „Gazeta Wyborcza”, w ogólnopolskim dodatku „Duży Format”, zamieściła reportaż autorstwa Krystyny Naszkowskiej pt. „Inspektor w twoim domu. Sąd nad legalną gosposią”, dotyczący kontroli przeprowadzonej przez inspektora pracy Państwowej Inspekcji Pracy, w związku z zatrudnianiem przez panią Dorotę Matałowską gosposi – obywatelki Ukrainy.
Ponieważ ów „reportaż” jest przede wszystkim sądem nad wymienionymi z imienia i nazwiska inspektorami pracy, czujemy się zobowiązani do odniesienia się do jego treści.
Zasięgnęliśmy informacji u źródła. Z danych przekazanych Stowarzyszeniu Inspektorów Pracy Rzeczypospolitej Polskiej przez Okręgowy Inspektorat Pracy w Warszawie wynika m.in. że kontrola w zakresie legalności zatrudnienia przeprowadzona została przez inspektora pracy w miejscu świadczenia przez obcokrajowca pracy, czyli w lokalu mieszkalnym. Kontrolę przeprowadzono w związku z powiadomieniem o naruszeniu przepisów ustawy o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy, skierowanym do Państwowej Inspekcji Pracy przez Mazowiecki Urząd Wojewódzki. Kontrola potwierdziła naruszenie przepisów ustawy o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy, które to stanowią wykroczenie określone w ww. ustawie. Stwierdzono również naruszenia innych podstawowych przepisów prawa pracy. Ustalenia z kontroli inspektor pracy zawarł w protokole kontroli, do którego nie wniesiono zastrzeżeń, i z urzędu, jako oskarżyciel publiczny wszczął wobec pracodawcy postępowanie wykroczeniowe. Sprawa znalazła finał w sądzie, który uznał pracodawcę winnym popełnienia zarzucanych mu czynów i wyrokiem nakazowym wymierzył grzywnę w wysokości 3000 zł. Pracodawca od tego rozstrzygnięcia wniósł sprzeciw, i sąd w postępowaniu zwyczajnym, uznając pracodawcę winnym, wymierzył pani Dorocie Matałowskiej grzywnę w wysokości 500 zł. oraz obciążył ją kosztami sądowymi. Oskarżyciel publiczny wniósł apelację od wyroku, uznając iż argumenty sądu, przemawiające za zastosowaniem nadzwyczajnego złagodzenia kary są nieprzekonujące, w sytuacji kiedy ustawa określa minimalną wysokość grzywny za takie wykroczenie na 3000 zł. Sprawa jest w toku. Sąd apelacyjny bezstronnie oceni zasadność apelacji.
Tylko tyle… i aż tyle.
Należy wyrazić zdumienie że pani Krystyna Naszkowska, autorka reportażu, zamieszczonego w tak poczytnej gazecie – ograniczyła się tylko do opisu zrozumiałej zresztą reakcji zdesperowanej obywatelki naszego pięknego kraju, nie zadbawszy o umożliwienie wyrażenia zdania przez drugą stronę tj. o wymienionych przecież z imienia i nazwiska innych obywateli tego samego kraju, tyle że mających pecha/zaszczyt być urzędnikami państwowymi. Nie zwróciła się także o informacje do Okręgowego Inspektoratu Pracy w Warszawie.
Pozwolimy sobie nie odnosić się do licznych pejoratywnych określeń odnoszących się do działań podjętych przez inspektorów pracy, oraz nieścisłości dotyczących przepisów prawa pracy i procedur kontrolnych Państwowej Inspekcji Pracy. Rozumiemy, iż być może, a raczej na pewno, pani redaktor nie jest prawnikiem.
Zaprotestować natomiast musimy przeciwko nieumyślnemu zapewne dezinformowaniu licznych czytelników „GW”, iż umowa – zlecenia i umowa o pracę zawierane mogą być w zasadzie dowolnie i naprzemiennie, a głównym powodem zawarcia umowy-zlecenia jest uniknięcie konieczności ponoszenia kosztów badań lekarskich czy szkoleń bhp. A urzędy wręcz mają instruować obywatela, jak omijać prawo. W naszym obywatelskim odczuciu – tak być nie może.
Wydaje się także, że pani redaktor nie jest „na bieżąco” i nie zna nastrojów społecznych (mówimy tej większej, biedniejszej i słabszej części polskiego społeczeństwa) oraz raczy nie dostrzegać jednego z ważniejszych wątków obecnej debaty publicznej tzn. dopuszczalności zatrudniania na podstawie tzw. „umów śmieciowych”.
A gdzie w artykule przedstawiono racje pracownika/zleceniobiorcy, niekoniecznie tej konkretnej gosposi z Ukrainy, która niewątpliwie jest szczęśliwa, że może zarobić cokolwiek? Czy pani redaktor zakłada, że w obliczu Temidy gosposia obwiniać będzie swojego pracodawcę o cokolwiek?
Dlaczego autorka reportażu, powołując się na Konstytucję nie przytoczyła artykułów ustawy zasadniczej, gwarantujących obywatelom Rzeczypospolitej podstawowe prawa: prawo do bezpiecznych i higienicznych warunków pracy, prawo do dni wolnych od pracy, urlopów wypoczynkowych, ograniczonych przez ustawę norm czasu pracy czy prawo do minimalnego wynagrodzenia. Zastanówmy się, które z tych praw ma osoba zatrudniona na podstawie umowy – zlecenia, i czy w tzw. „realnej rzeczywistości” osoba taka ma jakikolwiek wybór rodzaju umowy?
Pani redaktor, czy wie pani jak wyglądałby przebieg zdarzeń, gdyby kontrolę u pani Doroty Matałowskiej przeprowadzili funkcjonariusze Straży Granicznej ? Z punktu widzenia żądnego sensacji dziennikarza, dalsze losy pracodawcy, a szczególnie gosposi-obcokrajowca stanowiłyby dużo lepszy materiał na reportaż.
A może wypada i należy pozostawić sprawę rozstrzygnięciu Wysokiego Sądu, który rozpatruje apelację? W krajach o ugruntowanej demokracji, recenzowanie pracy sądu w toku prowadzonej sprawy i sugerowanie rozstrzygnięcia – uważane jest za co najmniej niestosowne.
Choć zastosowane przez inspektora środki prawne wydają się być zgodne z wymogami obowiązujących przepisów, to zadać można sobie oczywiście pytanie: czy były one adekwatne do wagi przewinienia?
Czy możliwe było zastosowanie jednego ze środków oddziaływania wychowawczego, jeżeli do popełnienia oczywistych przecież wykroczeń doszło z winy nieumyślnej i nie było bezpośrednich zagrożeń dla zdrowia i życia, a naruszenie przepisów przez pracodawcę wynikało z niedoinformowania pracodawcy „w temacie” zatrudniania gosposi ? Jaki wpływ na przebieg zdarzeń i treść relacji pani Doroty, cytowanej bezkrytycznie przez reportera „GW” miał fakt przeprowadzania kontroli przez „pojedynczego” inspektora (czyli brak świadków rozmów prowadzonych z pracodawcą), a także niewielkie doświadczenie zawodowe osoby przeprowadzającej kontrolę? Czy tytułowy „młodszy inspektor pracy” mógł ponieść ryzyko poniesienia odpowiedzialności za niedopełnienie obowiązków, lub zbytnie „pójście na rękę” pracodawcy (czytaj: skorumpowanie)?
Szanowni inspektorzy! Zastanówmy się, jak byśmy sami zareagowali rozpatrując sprawę taką, jak ta? Czy w opisanym stanie faktycznym i istniejących uwarunkowaniach organizacyjnych urzędu państwowego, związanych m.in z realizacją „budżetu zadaniowego”, a także procedurami antykorupcyjnymi można było postąpić inaczej?
Chroń nas jednakże Panie Boże od uznaniowego stosowania prawa przez jakiegokolwiek, nawet najbardziej przyjaznego obywatelowi i mediom urzędnika.
Na zakończenie omawianego tekstu, jako argumentum ad baculum przytoczono bardzo krytyczną wypowiedź Pani dr hab. Moniki Płatek, prof. UW, negującą en bloc, podjęte przez inspektorów pracy działania. W wypowiedzi Pani Profesor nie odniesiono się jednak merytorycznie do działań inspektorów pracy, pominięto także konkretne odniesienie się do obowiązujących przepisów. A skróty myślowe, jak np. odwoływanie się do kodeksu cywilnego w dyskusji nad postępowaniem karnym – nazwać można karkołomnymi. Tytułowym kijem jest włożona w usta Pani Profesor sugestia wyrzucenia inspektora pracy… z pracy. Znamy i ogromnie cenimy zaangażowanie społeczne Pani Profesor Moniki Płatek, szczególnie na forum organizacji pozarządowych, w zakresie doradztwa w procesie legislacyjnym, i w zakresie obrony osób szczególnie pokrzywdzonych przez prawo, ale także emocjonalny sposób przedstawiania swoich racji. Nie tak dawno mieliśmy nawet okazję zasiadać przy jednym stole i to po tej samej jego stronie (proszę zerknąć na fotografię otwierającą wpis na naszej stronie z dnia 11.10.2012 – osoba pierwsza z lewej to właśnie Pani Profesor).
Nie chce nam się wierzyć, że Pani Profesor mogła coś takiego powiedzieć. Zadziałały albo „skróty odredakcyjne” albo brak autoryzacji wypowiedzi. W naszej ocenie chodziło o wskazanie niektórych, nieakceptowanych przez Panią Profesor mechanizmów funkcjonowania prawa w Polsce oraz podkreślenie, na jakich wartościach oparty jest ustrój prawny, które działając, powinniśmy mieć na uwadze. I to jest może w tym całym zamieszaniu najważniejsze.
Do Pani Profesor kierujemy uprzejme pismo z prośbą o ewentualne skomentowanie treści wydrukowanych w „GW” oraz wskazanie możliwych do zastosowania (według Pani Profesor) rozwiązań systemowych, Prosimy także o zaproponowanie lub wręcz zainicjowanie odpowiednich zmian w obowiązującym prawie.
Celami statutowymi Stowarzyszenia Inspektorów Pracy Rzeczypospolitej Polskiej jest m.in. urzeczywistnianie zasad demokratycznego państwa prawnego, promowanie idei społecznej odpowiedzialności biznesu i przyjaznego państwa, ale także umacnianie niezależności inspektorów pracy gwarantowanej przez Konwencję Nr 81 Międzynarodowej Organizacji Pracy. Jesteśmy głęboko zainteresowani, zarówno jako inspektorzy pracy jak i obywatele doskonaleniem systemu prawnego, kształtowaniem właściwych relacji obywatel-państwo i państwo-obywatel, a przede wszystkim budowaniem autorytetu Rzeczypospolitej i instytucji państwowych.
Liczymy na to, że uwagi Pani Profesor pomogą w pełnieniu przez inspektorów pracy służby społecznej, w coraz lepszym i bardziej efektywnym wywiązywaniu się z obowiązków określonych przez ustawę.
Co w opisywanych kwestiach można zmienić?
W kontekście powyższej dyskusji, i jakże soczystego, użytego w omawianym artykule określenia: „szwendanie się” inspektora pracy po mieszkaniach – otwartą pozostaje kwestia ustawowego uregulowania zasad prowadzenia czynności kontrolnych w domu lub mieszkaniu prywatnym przedsiębiorcy/pracodawcy. Problem w najbliższym czasie zdaje się spotęgować, w związku z niedawnym nałożeniem przez ustawodawcę na inspektorów pracy kolejnego obowiązku: pełnienia funkcji oskarżyciela publicznego w sytuacji uporczywego powierzania wykonywania pracy cudzoziemcowi przebywającemu bez ważnego dokumentu uprawniającego do pobytu na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej, w przypadku gdy praca ta nie ma związku z prowadzoną przez powierzającego wykonywanie pracy działalnością gospodarczą, oraz podżegania i pomocnictwa do ww. czynu.
Ponadto wydaje się zasadnym, by przepisy sankcyjne zawarte w ustawie o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy, w części dotyczącej dolnej granicy grzywny dostosować do uregulowań zawartych w art. 281 – 283 Kodeksu pracy, a także stworzyć możliwość stosowania w takich wypadkach postępowania mandatowego, jako alternatywy dla kierowania wniosku o ukaranie do sądu.
komentarzy 5 do wpisu “Sąd nad gosposią, czy sąd nad… inspektorami pracy?”
19 października 2012
Atak na inspektora w mediach to coraz częstsza rzecz, Dobrze ze broni go Stowarzyszenie i OIP. A gdzie inni m.innymi związki zawodowe i centrala. Swoją drogą to wyjątek że nie wystawia się d…y inspektora tylko podejmuję polemikę z atakującym, co niestety jest regułą. Swoją drogą to czy w przypadku orzekania poniżej dolnego wymiaru kary można było nie korzystać z apelacji bez wystarczającego argumentu w uzasadnieniu sądu ? W moim OIP jest to zasada od której rzadko odstępujemy.
20 października 2012
Trzeba jednoznacznie stwierdzić, że artykuł jest napisany na kolanie bez uzyskania choćby informacji od rzecznika PIP. Niestety tak to już w naszym kochanym kraju jest że tworzy się prawo w większości po to żeby go nie stosować lub omijać. Natomiast stwierdzenia tej pani profesor umacniają mnie w przekonaniu, że milczenie jest złotem. Wypowiedzi tej Pani bardzo pasują mi do afery Amber Gold ponieważ wszyscy wiemy że właśnie w tamtym przypadku urzędnicy RP począwszy od prokuratorów i sędziów a na kuratorach skończywszy pomagali jak tylko mogli przedsiębiorcy w tym żeby krzywda mu się nie stała. Widać część z wyżej wymienionych była studentami tej profesorki. Wracając do kontroli przeprowadzonej przez inspektora pracy muszę stwierdzić że przeprowadzona została ona zgodnie z prawem, i tyle. Jedyna wątpliwość jaka mi się nasuwa to taka czy jako inspektor udałbym się do mieszkania czy też wzywałbym do biura. Myślę że nasz młodszy kolega, który zapewne niedawno wrócił z uniwersytetu PIP we Wrocławiu podjął taką a nie inną decyzję ze względu na przepis który stanowi że kontrolę prowadzimy w siedzibie pracodawcy lub innym miejscu prowadzenia działalności i przetrzymywania dokumentów – ustawa o PIP, a prowadzenie kontroli w siedzibie Urzędu jest możliwe tylko za zgodą przedsiębiorcy – ustawa o SDG. Dlatego też inspektor miał prawo „szwendać” się po mieszkaniu. Dura lex sed lex – właścicielka mieszkania zatrudnia pracownika jest pracodawcą ze wszystkimi tego konsekwencjami. Odnośnie szkolenia bhp gosposi może to i przesada szanowna pani Doroto, ale wszyscy wiemy że np. kuchnia to bardzo niebezpieczne miejsce. Jeśli Pani nie wierzy to proszę poczytać o historii Pana Ziemca z TVP 1. Reasumując, jak już pisałem na wstępie artykuł pisany tendencyjnie, miernie i w stylu typowego brukowca. No cóż, poniekąd jest to odpowiedź na ciągły spadek sprzedaży tej „gazety”.
25 października 2012
Pamietam z własnego doświadczenia, że w Ośrodku Szkolenia PIP we Wrocławiu przygotowując nas do zawodu m.in. zalecano stosowanie mandatu karnego tylko przy jednym wykroczeniu, a już przy dwóch i większej ich liczbie miał być kierowany wniosek o ukaranie, środki wychowawcze nie były wówczas „w modzie” i mało tam o nich mówiono. Myślę, że w opisanym stanie faktycznym przy pierwszej kontroli pracodawcy i braku bezpośrednich zagrożeń dla zdrowia lub życia poza wydaniem nakazu i wystąpienia wystarczyło zastosować środek oddziaływania wychowawczego.
25 października 2012
Takie teksty jak ten w GW są pisane przez dziennikarza pod określoną tezę. Dziennikarz zakłada sobie, ze ma ośmieszyć urzędnika i nie zbacza na to, co w danej kwestii stanowią przepisy, bo gdyby postarał się z nimi zapoznać, to by mogło się okazać, ze teza którą sobie założył (ośmieszenie urzędu) nie do końca mu się uda.
Moje wątpliwości budzi jednak fakt, czy w tym konkretnym przypadku należało wykazywać się aż taką determinacja jeżeli chodzi o ściganie wykroczenia, a konkretnie, czy zasadne było składanie apelacji od wyroku, skoro mamy do czynienia z jednoosobowym pracodawcą, zaczynającym działalność (jeżeli zatrudnianie gosposi można nazwać działalnością) czy już nie należało poprzestać na wyroku sądu I instancji, który potwierdził bezprawne działanie tej pani, czy też jak to sugeruje Dyzio poprzestać na środkach oddziaływania wychowawczego. W tej kwestii może pojawić się pytanie, czy zachowanie inspektora wynikało z faktycznego przekonania tej osoby o takim sposobie postępowania, czy może jest to polityka okręgu (karać), a może efekt wrocławskiego szkolenia inspektorskiego.
26 października 2012
Ogólnie wszędzie widać tendencję tworzenia materiałów, nie tylko w gazetach, opartych na relacji zły bezduszny urzędnik przeciwko biedny obywatel który nie zna prawa. Niestety rzadko autorzy takich tekstów starają się poznać stan faktyczny nie tylko z punktu widzenia obywatela, ba, rzadko nawet zapoznają się ze stanem prawnym który dotyczy danej sytuacji.
Co o dysputy na temat środków wychowawczych, to przy zagrożeniu karą grzywny minimum 3000 zł nie ma możliwości poprzestaniu na takowym środku tylko trzeba jakoby z automatu sporządzać wniosek i w tym zakresie sąd decyduje (z tego co wiem tak też uczą w szkole).